Kliknij tutaj --> 🦇 babia góra wschód słońca godzina
Interaktywny wykres o czasach wschodu i zachodu słońca oraz długości dnia w ciągu roku 2023, Kudowa-Zdrój. Dzień dzisiejszy Wschód słońca Zachód słońca. Zmierzch cywilny : środek tarczy słonecznej nie więcej niż 6° poniżej horyzontu. Na początku porannego zmierzchu cywilnego, czyli końca wieczornego zmierzchu cywilnego
Wschodu i zachodu słońca Zielona Góra. Wschód i zachód słońca dzisiaj Zielona Góra. 07:32:12. Zachód słońca. 15:56:54. Długość dnia dzisiaj Zielona Góra: 08:24:42. Wschód i zachód słońca jutro. 07:33:48. Zachód słońca.
Interaktywny wykres o czasach wschodu i zachodu słońca oraz długości dnia w ciągu roku 2023, Kamienna Góra. Dzień dzisiejszy Wschód słońca Zachód słońca. Zmierzch cywilny : środek tarczy słonecznej nie więcej niż 6° poniżej horyzontu. Na początku porannego zmierzchu cywilnego, czyli końca wieczornego zmierzchu cywilnego
Babia Góra wysokość 1725 m n.p.m. (Diablak, słow. Babia hora, niem. Teufelspitze czyli Góra diabła) nazywana też Królową Niepogody – masyw górski leżący w Paśmie Babiogórskim Beskidu Żywieckiego (według słowackiej terminologii są to Oravské Beskydy) w Beskidach Zachodnich. Jest to najwyższy szczyt całych Beskidów
Interaktywny wykres o czasach wschodu i zachodu słońca oraz długości dnia w ciągu roku 2023, Gorzów Wielkopolski. Zmierzch cywilny : środek tarczy słonecznej nie więcej niż 6° poniżej horyzontu. Na początku porannego zmierzchu cywilnego, czyli końca wieczornego zmierzchu cywilnego, horyzont jest jasno określony.
Site De Rencontre A La Mode Gratuit. Wschód słońca na Babiej Górze to jedna z bardziej interesujących górskich przygód. Często chodzi po głowach co ambitniejszych beskidzkich turystów. My, korzystając z „okienka pogodowego”, podejmujemy się tego wyzwania. Na szczyt dotrzeć można na wiele sposobów. Ale noc jest długa i tak nie będziemy spać, więc decydujemy się atakować szczyt od zachodu. Wędrówkę rozpoczynamy z Koszarawy Bystrej. To tak pi razy oko 5 godzin spokojnego spacerku. tuż przed startem, godzina 22:10 Czasu mamy sporo. Na szczycie pewnie będzie jak to zwykle na Babiej: wietrznie i zimno. Toteż tempo mamy spokojne. Taki w każdym razie jest plan. W praktyce nie jest to wcale takie łatwe. Przedłużamy też przerwy wypoczynkowo-piknikowe. Uprzyjemniają je oczywiście rozmaite smakołyki, które wypełniają nasze plecaki. Górska nocna wędrówka to ciekawe przeżycie. Zawsze. Tym razem ubarwia je jeszcze tlące się drzewo nieopodal szlaku. Taki trochę kadr z horroru. Pobudza bogatą wyobraźnię żeńskiej części wycieczki. W drodze powrotnej okazuje się, że to jedynie dzieło leśników. zapas czekoladowych batonów, które podczas takiej wędrówki smakują dwa razy lepiej Na szczyt docieramy bez problemów nawigacyjnych. Tak z godzinkę przed wschodem słońca. Już wtedy zdecydowanie nie jesteśmy sami. Biwakuje tu już kilkunastu śmiałków. Biegowy rekonesans na lekko pozwala odnaleźć niejako ufortyfikowaną już formację skalną. Dobrze osłonięta od wiatru. Idealna na nasze prowizoryczne obozowisko. Choć nie jest łatwo zaciągnąć tam część naszej ekipy, która zawinęła już swoje zwłoki w NRC. W lekko sennej atmosferze podgrzewamy sobie jeszcze domową zupę pieczarkową. Taki zwyczajny posiłek w tych okolicznościach smakuje oczywiście wybornie. Pogoda cały czas jest dla nas nadzwyczaj łaskawa. Wschód słońca po nieprzespanej nocy to zawsze fajna sprawa. Ale tutaj to jest coś wspaniałego. Widoki dookoła mamy fantastyczne. Chce się żyć dla takich właśnie chwil. Nietrudno też zauważyć, że każdemu ten roztaczający się krajobraz dodaje energii. Powrót już nie szlakiem granicznym a przez Markowe Szczawiny. Z przerwą w przepełnionym luksusami schronisku. Tak dla urozmaicenia idziemy trochę inaczej. Choć w zasadzie i tak nawet ta sama droga w nocy i w dzień to jest zupełnie inna bajka. Po drodze spotykamy jeszcze z drwala z siekierą za pasem niczym jakiś celtycki wojownik. Dla nas mieszczuchów to dość egzotyczny widok. przewodnik i autor tekstu – Marcin Brol Na Na naszym parkingu mamy jeszcze strumyk. Doskonała okazja dla lodowatej kąpieli stóp. Wracamy koła południa. To było bardzo przyjemne kilkanaście godzin górskiej włóczęgi. A tak piękny wschód słońca na pewno pozostanie na długo w naszej pamięci. autor tekstu: MARCIN BROL pozdrawiam, Klaudia.
Mawiają, że każdy prawdziwy turysta podziwiał choć raz wschód Słońca widziany z wierzchołka Babiej Góry... Miejsce: Serce Beskidu Żywieckiego Cel: Wschód Słońca na Babiej Górze Trasa: Zawoja Schronisko PTTK Markowe Szczawiny Perć Akademików Babia Góra Przełęcz Brona Schronisko PTTK Markowe Szczawiny Zawoja Długość trasy: 16 km Pogoda: bardzo dobra Widoczność: bardzo dobra Poprzednia część retrospekcji: Rowerem ku Babiej Górze Do naszego noclegu przyjechaliśmy ok. godziny 19:00. Po szybkim prysznicu i bardzo dobrej kolacji czasu na odpoczynek było stosunkowo niewiele. Okazało się też, że do naszej trójki dołączył czwarty kolega, który akurat u Tomka przebywał. Plan wyprawy był już ustalony, pozostawała tylko jedna kwestia; o której wyruszyć? Do odpowiedzi na to pytanie potrzebna była nam godzina wschodu Słońca. Wspomniany już wyżej kolega odszukał w Internecie, w swoim telefonie, iż 2 sierpnia wschód odbędzie się o godzinie 4:09. Byłem tym zdziwiony, gdyż wschód podczas najdłuższego dnia roku ma miejsce ok. godziny 4:00, a przecież od tego dnia minął już ponad miesiąc. Wszedłem w nim w polemikę i po krótkiej dyskusji postanowiliśmy zadzwonić do wszystkich znajomych, którzy tego wieczoru mogli mieć pod ręką komputer. Wykręciłem numer do Pawła, z którym byłem na Rysach. Po kilku minutach otrzymuję wiadomość, że wschód Słońca będzie o 4:58. Między pierwszym a drugim wschodem różnica wynosiła aż 50 minut więc wciąż nie mieliśmy pewności. Po następnych chwilach otrzymaliśmy kolejną informację: 4:36. Warto też przy tym zaznaczyć, iż w różnych częściach Polski, wschody Słońca są o innych porach. W następnych próbach, prosiliśmy więc o dokładne sprawdzenie czy aby wyświetlona godzina nie jest wschodem dla Warszawy bądź Gdańska. Upłynęło kilkanaście minut i pojawiły się następne propozycje: 4:17, 4:26 i 5:00 oraz kilka innych. Trudno opisać nasz śmiech, gdy czytaliśmy te informacje. Ogółem, dziesięć różnych osób podało dziesięć różnych wschodów Słońca. Można było od tego zbaranieć! Mętlik informacji dopełniła ostatnia propozycja – 5:12 – autorstwa Sylwii, którą szczerze pozdrawiam, gdyż jak się później okazało, bardzo na to zasłużyła. Zanim jednak do tego doszło, nie mogliśmy zignorować żadnego wschodu Słońca. Rozpiętość była ogromna. Od 4:09 do 5:14 – aż 65 minut ! Oczywisty stał się więc fakt, że musimy zdążyć mimo wszystko na mało realną 4:09, gdyż przegapienia wschodu Słońca bym po prostu nie przeżył. Aż dwie godziny snu zakończyły się pobudką kwadrans po dwudziestej czwartej. Po szybkim śniadanku, ok. 20 minut później wyruszyliśmy. Powietrze było bardzo rześkie, a niebo troszkę zachmurzone. Byliśmy wyposażeni w kilka latarek, których moc pozostawiała wiele do życzenia. Najwygodniejsza w takiej sytuacji była czołówka jednak i ona nie w pełni rozświetlała nam drogę. Jeszcze przed wyprawą rowerową miałem pewien dylemat. W domu leżała latarka wielkości bidonu rowerowego. Jej rozmiar powodował, iż przy ewentualnej wspinaczce musiałbym ją trzymać w rękach, co nie było by zbyt wygodne. Wzięcie jej okazało się bardzo trafną decyzją. Początkowa droga prowadziła szlakiem czarnym. Szedłem nim bodajże dwa lata temu, jednak to Tomek przodował grupie gdyż wszystkie te drogi wokół Zawoi zna jak własną kieszeń. Chodzenie nocą po górach jest specyficzną czynnością. Przede wszystkim nie wolno wybierać się samemu, gdyż jest to równie wielka głupota jak wspinaczka na Giewont w czasie burzy. Dodatkowo nocne wędrówki powinny odbywać się szlakami, które bardzo dobrze znamy. Idąc na przedzie spogląda się przecież na nogi i ścieżkę, a nie na drzewa, na których namalowane są – niewidoczne nocą – znaki. Gdybym wybrał się nocą na szlak, którego nigdy wcześniej nie pokonałem to musiałbym się zatrzymywać, co parę metrów, żeby rozglądać się dookoła w poszukiwaniu znaku. To wydłużyłoby wędrówkę kilkakrotnie, nie mówiąc już o tym, że mnóstwo jest miejsc trudnych do oznakowania. Wtedy zagubienie się nocą w górach jest murowane. Leśny fragment naszej trasy na Babią Górę charakteryzował się dużą ilością błota, które musieliśmy sprytnie omijać. Staraliśmy się przy tym w miarę płynnie rozmawiać, aby zagłuszyć leśne dźwięki, które zwykłego człowieka mogłyby przestraszyć. Świecąc sobie pod nogi, czasem podnosimy głowę bądź rękę w celu poświecenia dalej. „Prawdziwi szczęściarze” zaś w takich momentach ujrzą w bliskiej dali zwierzęce ślepia, od których odbija się światło. Nas taka niewątpliwa atrakcja na szczęście ominęła. Swoją drogą ciekawe jakbyście się wtedy zachowali? Stały marsz wyzwalał w nas sporo ciepła. Niedługo po starcie nastąpił postój na zdjęcie polarów. Krótki rękawek w tej fazie drogi wystarczył. Przed godziną drugą dotarliśmy do schroniska, które wyglądało jak opustoszałe. Drzwi do niego były zamknięte, lecz jeśli ktoś chciałby w nocy na siłę tam wejść to obok drzwi jest dzwonek – można zadzwonić. Ciekawe jakby się wtedy zachował obudzony ze snu właściciel. My takiej bezczelności nie mieliśmy i rozłożyliśmy na jednej z ławek przed budynkiem. Postój trwał pół godziny i warte odnotowania było w nim jedno zdarzenie. Otóż nasze rozmowy wciąż nie ustawały. W pewnym momencie na 2-3 sekundy zapadła cisza. Podczas tych kilku sekund usłyszeliśmy jakiś dziwny dźwięk dochodzący z lasu. Nastąpiła nagła konsternacja. Po następnych kilkunastu sekundach uciszania się nawzajem, wsłuchaliśmy się w to „coś” jeszcze raz. Był to dziwny dźwięk trwający może dwie sekundy, który – co najciekawsze – powtarzał się cyklicznie. Ponadto, każda seria tego szmeru wywoływała w nas z jakiegoś powodu śmiech. Po kolejnym uspokojeniu się, nadstawiliśmy ucha, aby zbadać kierunek dochodzenia dźwięków. Chwilę później wszystko już było jasne. To pies pasterski chrapał. Teraz to już od śmiechu się powstrzymać nie mogliśmy. Mniej więcej o 2:20 wyruszyliśmy ze schroniska. Z czasem było bardzo dobrze. Przed wyruszeniem zaś do omówienia zostawała kwestia wyboru drogi. Naturalnie całej pełnoletniej społeczności, która wiedziała o naszej wyprawie, powiedzieliśmy, że idziemy przez przełęcz Bronę, no bo tylko szaleńcy pchali by się w środku nocy na Perć Akademików. W naszej grupie zdania były podzielone. Ostatecznie postawiłem na swoim i wyruszyliśmy najtrudniejszym szlakiem Beskidów na szczyt Babiej Góry. Pogoda, ku naszemu zadowoleniu, poprawiła się. Niebo było rozgwieżdżone, dostrzegliśmy nawet kilka znanych konstelacji m. in. Mały Wóz. Po wyjściu z lasu po raz pierwszy ujrzeliśmy Diablak. Wtedy byliśmy już pewni, że zobaczymy wschód Słońca w pełnej okazałości. Szlak zaczął stwarzać pewne trudności. Był moment, w którym o mało co nie uderzyłem głową w gałąź. Było też mokro i ślisko. Szedłem w zwykłych adidasach, gdyż ciężar brania dodatkowo butów górskich w kontekście powrotu nie brzmiał zbyt lekko. Dotarliśmy do pierwszej serii łańcuchów. Teraz już z każdym krokiem było coraz ciekawiej. Perć Akademików nocną porą Przy stromym podejściu ubezpieczonym łańcuchem ujawniła się nasza dobra współpraca. Pokonałem ten odcinek jako pierwszy, następnie odwróciłem się i oświetlałem moją latarką drogę następnym łazikom. Jak wiadomo punktem kulminacyjnym Perci są klamry i kilkumetrowa ściana. Dotarliśmy do nich po godzinie trzeciej. Nad naszymi głowami niebo było ciemnogranatowe, lecz na wschodzie zaczęła się już formować błękitna łuna. To zwiastowało nadchodzący dzień. Pokonywanie klamer u schyłku nocy należało do przyjemności. Być może to za sprawą ciemności, dzięki której nie było widać przepaści. W tym punkcie nasza współpraca również się powtórzyła, a ponadto klamry okazały się doskonałą okazją do robienia zdjęć. Po pokonaniu ściany przeszył nas zimny ziąb. Królowa wiatrów zaczęła dawać o sobie znać. Szybkie nałożenie polarów okazało się koniecznością. Do szczytu było już tylko kilkanaście minut. Niebieska łuna zaczęła się rozszerzać, pod nią z kolei pojawiały się barwy żółci i pomarańczy. Nocne wspinanie zakończyło się dokładnie o 3:50 kiedy to jako pierwsi tego dnia stanęliśmy na wierzchołku Babiej Góry. Silny wiatr od razu przegonił nas za stertę kamieni. Teraz już pozostawało tylko czekać. Początkowo nie było widać nic oprócz Małej Babiej Góry. Niebieski pas wschodniego horyzontu łączył się z bardzo długą i płaską linią granatu. Stanie na szczycie powoli nas wyziębiało. Była to dobra pora na obiad, którym dziś było – nazwane zresztą przez nas – wojskowe „żarcie” amerykańskie. Charakteryzowało się ono tym, że wystarczyło zalać torbę jakąkolwiek wodą (nawet zimną mineralną), żeby jedzenie zaczęło się samo gotować. Po kilkunastu minutach mogliśmy się delektować ciepłym jedzeniem meksykańskim z fasolką i wieprzowinką. Były także krakersy, a także nachosy w kształcie małych walców. W pewnej chwili do naszej uczty dołączył się jeszcze jeden osobnik. Podszedł do nas znienacka, był całkiem młody, miał duże spiczaste uszy, wielkie ślepia i był cały rudy na wierzchu. Przez chwilę kręcił się wokół nas, nie wydawał się zbyt groźny, zapewne nachodził turystów już nie pierwszy raz. Zanim dobrał się do naszych zapasów musiał przejść obowiązkową sesję fotograficzną. Lis – bo o nim mowa – wyglądał całkiem przyjaźnie. Oswojone zwierzę jadło nam z ręki. Z mych palców, wprost do pyska wziął krakersa. Czekanie na wschód razem z leśnym gościem umiliło nam czas. Tak jak się tego spodziewałem, godzina 4:09 nie wypaliła, kolejne opcje również. W międzyczasie do naszej trójki doszła grupa turystów idących z Krowiarek. Tego dnia wschód Słońca oglądało z Diablaka siedem osób. 1-3) oczekiwanie na magiczny wschód Słońca Zbliżała się godzina piąta i robiło mi się coraz zimniej. W dole migotały się światła Zawoi, zza ciemności wyjawiło się pasmo Policy, nawet Tatry odsłoniły swe najwyższe wierzchołki. Niebo coraz bardziej się zmieniało. Tuż nad pasem granatu na horyzoncie, widniał cieniutki paseczek czerwieni, nad nim trochę szerszy żółty, który stopniowo przemieniał się w błękit. Odwracając się zaś w drugą stronę można było ujrzeć głęboko śpiącą noc. 1-3) tuż przed wschodem Słońca Musiałem nałożyć na siebie narzutę, przeznaczoną pierwotnie do siedzenia, aby nie wychłodzić całkowicie organizmu. Kurtka bardzo by się wtedy przydała. Od kilkunastu minut wpatrywaliśmy się bez ustanku w kierunku wschodnim. Aż w końcu zaczęło się! Dokładnie o 5:10. Ku memu zdziwieniu Słońce nie zaczęło wychodzić z kreski między granatem a czerwienią, lecz z jeszcze niższego pułapu. Wtedy dopiero mogłem zobaczyć jak szybko porusza się to świecące kółko. Magiczna chwila trwała bardzo krótko. Po minucie było już po wszystkim. Na twarzy poczułem pierwsze promienie, dzięki którym zrobiło mi się bardzo przyjemnie. Podziękowania należą się też Sylwii, która pokazała dziesięciu facetom jak poprawnie należy korzystać z Internetu. 1-2) Pamiętna chwila (godz. 5:10) - Wschód Słońca na Babiej Górze Robiło się coraz jaśniej i ku mojemu zniecierpliwieniu – cieplej. Patrząc w kierunku Tatr cała Orawa wraz jej największym jeziorem były zamglone, widać było tylko wierzchołki powyżej 1900 m Na Diablaku spędziliśmy ponad 2 h. Koło szóstej rozpoczęło się zejście. Po wyjściu zza kamieni wiatr znów o sobie przypomniał. Wiało tak mocno, że podmuchy wywiewały mi łzy. Na szczęście im niżej, tym było lepiej. Na przełęczy Brona promienie były już na tyle silne, że moje zewnętrzne okrycie posłużyło za koc do leżenia. Starczyło na nim miejsca tylko dla trzech osób, toteż ja klapnąłem sobie pod słowackim słupkiem. Prawie przy nim zasnąłem. Spędziliśmy tam koło godziny czasu. Dalsze zejście odbyło już się bez większych historii. Cała wyprawa zakończona po raz kolejny pełnym sukcesem. Tego wschodu z pewnością nigdy nie zapomnę, gdyż tak doskonale utrwaliły go zdjęcia. Przybyliśmy ok. godz. 10:00, kilkadziesiąt minut później byłem już w łóżku, musiałem odespać jak najwięcej by mieć siły na powrót, który też dostarczył paru wrażeń. Wstałem kwadrans po drugiej. Pierwotnie chcieliśmy załadować rowery do PKS-u i spokojnie wrócić do Krakowa. Czas naglił, ponieważ autobus odjeżdżał z Zawoi Policzne o 15:00. Musieliśmy też jeszcze tam jakoś dojechać. Pakowanie odbywało się w pośpiechu. Tym razem nie było już pomocy ze strony taty Tomka, toteż plecak zrobił się cięższy. Po podziękowaniu i pożegnaniu ruszyliśmy. Wtedy była 14:52. Szaleńczy podjazd z dnia poprzedniego zamienił się w kręty i niebezpieczny zjazd. Wjechaliśmy na drogę główną, i znów ta mozolnie pnąca się droga do góry. To było ostre pedałowanie. Już byliśmy tak blisko Policznego, już wjeżdżaliśmy na ostatnią prostą, gdy nagle widzimy, że autobus rusza, zabrakło 300 metrów... Na pocieszenie pozostawał fakt, że następny PKS odjeżdżał o 16:20 z Zawoi Markowa. Niestety, żeby tam dojechać musieliśmy objechać prawie całą wieś dookoła. Przyjemny w tym wszystkim był zjazd główną drogą. Właściwie nie trzeba było robić obrotów nogami, bo rower sam sunął po dobrej jakości asfalcie. W Markowej czekaliśmy prawie godzinę tylko po to, aby przeżyć niemałe rozczarowanie. W międzyczasie jednak naszą uwagę przykuł samochód, w którym szyba od strony przedniego pasażera była całkowicie otwarta. Gdyby takie autko było w Krakowie, to po pięciu minutach już by go nie było. Poraża niesamowita głupota kierowcy, a przede wszystkim pasażera tego samochodu. W środku pojazdu, na siedzeniu leżał jakiś atlas oraz długopis. Wzięliśmy ten ostatni i napisaliśmy mały liścik, w którym zawarte było dużo ironii i sarkazmu. Później czas przyszedł na rozczarowanie. Otóż duży PKS okazał się zwykłym busem. Nie było wyjścia. Musieliśmy udać się w długą i męczącą podróż do Makowa Podhalańskiego, gdzie chcieliśmy złapać jakiś pociąg. Najmniej przyjemna w tym wszystkim okazała się jazda krajową „28”. Na stacji PKP na nasze głowy poleciał kolejny kubeł zimnej wody. Pociągi do Krakowa odjeżdżały kwadrans po czwartej i siódmej. Tymczasem była 17:20... Po przebyciu kilkudziesięciu kilometrów ruchliwymi drogami nie mogliśmy dać za wygraną. Pobliski dworzec autobusowy niestety, również rozwiał nasze nadzieje na koniec wyprawy rowerowej. PKS do Krakowa odjechał pół godziny temu... Koniecznością stało się pokonanie dodatkowych kilometrów. Sucha Beskidzka powitała nas kolejnymi „doskonałymi” nowinami. Autobus do Krakowa odjeżdżał za półtorej godziny. Takie czekanie było bezsensowne... Przegraliśmy już 5 bitew. Dwie w Zawoi, dwie w Makowie i jedną w Suchej – to jednak nie był koniec wojny. Pozostawała absolutnie jedna i ostatnia możliwość, a mianowicie dworzec kolejowy. Stoi on trochę na uboczu miasta i jest oddalony od jego centrum. Patrzyłem tylko wciąż na mój licznik jak bije już ponad setkę. Wjechaliśmy na teren dworca niespodziewanie od tylnej strony. Wiązało się to z przejazdem przez boczne perony gdzie wjazd był zabroniony. Później nawet zwrócono nam za to uwagę. Po wejściu do hallu gorączkowo odnalazłem rozkład jazdy i mogłem tylko zakrzyknąć Alleluja! Pociąg odjeżdżający o 18:12, który już stał na peronie. Bilet kosztował 10 zł + 4 zł za przewóz roweru. Z wielka ulgą wsiadamy do pociągu, który zgodnie z planem ruszył i jechał bardzo długo nie zatrzymując się na żadnej stacji. Wywołało to nasze zdziwienie, gdyż była to relacja o statusie normalnej. Pociąg nie zatrzymał się nawet w Skawinie. Tak więc był to strzał w dziesiątkę. Po Suchej Beskidzkiej kolejną stacją był dopiero krakowski Płaszów. Ponadto jazda odbyła się bez większych postojów i zajęła nie co ponad godzinkę. Szczerze mówiąc, PKP zasłużyło tutaj na pochwałę. Powrót mile mnie zaskoczył. Na Dworcu Głównym nastąpiło podziękowanie i pożegnanie. Oboje byliśmy napełnieni widokami oraz pozytywną energią. Bilans dwudniowej wycieczki wyniósł prawie 121 km pokonanych rowerem, w nieco ponad 7 h + 16 km w górach. Była to kolejna wyprawa, która przejdzie do historii. Po raz kolejny muszę podkreślić, że te wakacje to jakiś kosmos, którego nigdy wcześniej nie przeżyłem. Sam już nie wiem, która wyprawa była najciekawsza, po prostu wszystkie są wspaniałe, a przecież to dopiero połowa wakacji... Podziękowania dla Tomka i Sebastiana za wspaniałą fotograficzną robotę. :)
Wschód słońca na Babiej Górze to marzenie chyba każdego wędrowca. Babia Góra inaczej Diablak to kolejny szczyt, które postanowiliśmy zdobyć w ramach Korony Gór Polski, ale dodaliśmy pewne utrudnienie. Mianowicie zdobywaliśmy Babią Górę w nocy tak, aby znaleźć się na szczycie chwili, gdy będzie wchodziło słońce. Taki był plan żeby obejrzeć wschód słońca na Babiej Górze Który udało nam się zrealizować, lecz zacznę od samego początku. Planowaliśmy wejście na Babią Górę w taki sposób, aby znaleźć się tam koło godziny 5:30. O tej godzinie musieliśmy być na szczycie, by zobaczyć wschód słońca. Musieliśmy wstać koło 2:30 w nocy tak, żeby zdążyć, dojechać i jeszcze wejść na szczyt. Nasz ekipa w postaci mnie, Mateusza, Doroty oraz Adasia i mojej zacnej drugiej połówki, która postanowiła się grzać w domku, domku musiała znaleźć odpowiedni nocleg, aby móc w nocy spokojnie wstać i pojechać, zdobywać szczyty. Na szczęście Mateusz i Dorota w zeszłym roku już wchodzili na ten szczyt, więc mieli już z góry upatrzony nocleg. Tak naprawdę to wszystko już było zaplanowane praktycznie 2 miesiące wcześniej. Wiedzieliśmy, że chcemy w tym roku koniecznie zobaczyć wschód słońca z Babiej Góry. Nocowaliśmy w noclegu pod Stokiem, w Zawoi. Polecamy nocleg względu na to, że jest bardzo blisko stoku narciarskiego. Jeśli ktoś lubi jeździć na nartach zimą, to po prostu super sprawa. Wychodzi z domku i jest na stoku. Dodatkowo gospodarze też są bardzo mili. Standard domku jest bardzo przyjemny. A cena bardzo przystępna. Wschód słońca na Babiej Górze Całą wyprawę planowaliśmy na 3 dni. Wyjechać w piątek. Przespać się. Obudzić się w nocy z piątku na sobotę zdobyć górę, wrócić do domku, a następnie jedną jeszcze przespać i w niedzielę wracać na spokojnie do domu. Jeszcze po drodze zaliczając kilka fajnych rzeczy, które możecie znaleźć w innych artykułach, jak na przykład wieża widokowa w Beskidzkim Raju czy też park w Żywcu. Zaplanowana pobudka była o 2:30 w nocy. Szczerze przyznam, iż bałem się czy uda nam się wstać, bo jednak to jest strasznie drakońska godzina. Jednak jak się okazało nie było z tym żadnego problemu. Nawet Adaś wstał, nie marudząc, bez problemu. Chłopak będzie zaprawiony w boju. Rano przed wyjściem zdążyliśmy nawet zjeść jajecznicę, przygotować kanapki. Ubrać się i spakować, więc wstawanie o tej godzinie nie jest takie złe, jeśli masz jakiś cel. Na Babią Górę wchodziliśmy czerwonym szlakiem z Przełęczy Krowiarki. Znajduje się tam parking, za który niestety trzeba zapłacić dosyć sporo. 15 zł za cały dzień parkowanie. Jak dla mnie jest to porażająca kwota no ale ktoś na tym bardzo dobry biznes robi. No ale czego się nie robi żeby obejrzeć wschód słońca na Babiej Górze. Trasa zaplanowaliśmy w taki sposób, aby na wschód słońca być już na szczycie. Wchód słońca miał być o godzinie 5:40. Mapa pokazuje, iż czerwonym szlakiem idzie się tam dwie i pół godziny. Z racji tego, iż Dorota i Mateusz wchodzili na nią w zeszłym roku tym, samym szlakiem i twierdzili, że spokojnie da się ten szlak zaliczyć nawet szybciej niż dwie godziny, to na parkingu byliśmy koło 3:40. Ja wiedziałem czego się spodziewać, bo byłem już w miejscach odizolowanych od świata. Gdzie nie ma ani grama światła. Jednak ludzie, którzy są przyzwyczajeni do mieszkania w mieście i tego, że zawsze mają jakieś oświetlenie nad sobą, mogą mieć kryzys. Moment, w którym wyjdą z auta i zgaszą wszystkie światła, będzie czymś niezwykłym. Stajesz w środku lasu. Twoje oczy nie są jeszcze przyzwyczajone do ciemności. I nie widzisz nic. Nie widzisz nawet swojej ręki wyciągniętej do przodu. Niektórzy mogłem nawet lekko spanikować. Po chwili oczywiście Twój wzrok się przyzwyczaja. Ewolucja nas dostosowała, do przetrwania w takich warunkach. Miejskie życie nie jest jeszcze aż tak głęboko zakorzenione w naszych genach, żebyśmy nie potrafili przeżyć takich warunkach. Chwila na przygotowania ekwipunku. Spakowanie się. Sprawdzeniu przede wszystkim czy masz wszystkie potrzebne rzeczy. Wybierając się nocą w góry, musisz pamiętać o kilku niezwykle bardzo ważnych rzeczach. Nie łaź jak przysłowiowy Janusz, który idzie w góry w trampkach i dresie. Wschód słońca na Babiej Górze Żeby móc cieszyć się chodzeniem po górach w nocy, musisz mieć: latarka, czołówka latarka zakładana na głowę odpowiednią ilość wody, prowiant, zapasowe ciuchy, apteczka, w pełni naładowany telefon komórkowy, Ja jeszcze miałem na dodatek jakiś nóż, bo nigdy nie wiadomo co cię spotka w górach. Dlaczego to piszę? Góry są nieprzewidywalne. Wychodzisz z auta, jest piękne słońce, a już kilometr pod górę przyjdzie deszcz. 20 minut później robi się chłodno. Po kolejnych 20 minutach nie widzisz, co masz przed sobą, na wyciągnięcie ręki. Zaczynasz, gdy jest plus 25 stopni. Idziesz w samej koszulce. A na szczycie masz deszcz temperaturę na poziomie dwóch, trzech stopni. Musisz w górach liczyć się, z tym że warunki w każdej chwili mogą się zmienić, szczególnie jeśli chcesz obejrzeć wschód słońca na Babiej Górze, ponieważ tam pogoda jest mocno nieprzewidywalna. Bezpośrednio z Przełęczy Krowiarki wchodzisz na czerwony szlak, który od razu zaczyna się dosyć ostro w górę. I to był problem, bo nie byłem rozgrzany. Pierwsze 30 minut marszu to była jakaś cholerna porażka. Bolały mnie nogi, nerki, plecy. Pociłem się jak świnia. Dopiero gdy ciało się rozgrzało, temperatura mięśni poszła w górę, krążenie krwi się poprawiło. Tak naprawdę dopiero wtedy się obudziłem. Powiedzmy sobie szczerze. 4:00 w nocy to nie jest czas, w którym nasz organizm jest u szczytu możliwości w ciągu dnia. Oczywiście byliśmy w pełni przygotowani na taką trasę. Każdy z nas miał na sobie jakąś rzecz z odblaskiem Mam tu na myśli czapka z jakimś święcącym logo. Święcące paski na kurtce. To się może wydawać śmieszne, ale takie rzeczy są naprawdę bardzo dobrze widoczne w ciemnym lesie, więc zalecam zawsze w nocy posiadać chociaż jedną rzecz. Na szczęście ciało szybko się do pasowało do panujących warunków. Jeśli chodzi o samą trasę, to nie jest ona jakoś ekstremalnie trudna. 1/3 trasy, czerwonego szlaku odbywa się w dosyć gęstym lesie. Nie masz okazji do podziwiania widoków. Nam to nie robiło żadnej wielkiej różnicy, ponieważ i tak szliśmy w nocy. Dopiero na wysokości około 1350 m, na pierwszym szczycie, który mijasz w drodze na Babią Górę, który nazywa się Sokolica, masz okazję podziwiać widoki. Kończy się wtedy linia drzew. Masz okazję zobaczyć nieco więcej nieba, czy też przestrzeni wokół siebie. Można powiedzieć, że na tej wysokości zaczyna się zmieniać roślinność. Wysokie drzewa się przerzedziły. Zostały tylko niskie krzaki i krzewy. Na nasz marsz to nie miało żadnego wpływu, ponieważ wciąż było ciemno. Na Sokolicy jest bardzo piękny punkt widokowy, więc jeśli ktoś wchodzi w ciągu dnia, to bardzo polecam zatrzymać się tam na chwilę dłużej. Naprawdę ciężko go ominąć na tym czerwonym szlaku, ale warto i tak o nim wspomnieć. Następnie, wchodząc czerwonym szlakiem na Babią Górę, mijamy Kępę oraz Gówniaka, czyli dwa kolejne szczyty po drodze na Babią Górę. Żaden z nich nie jest jakoś ekstremalnie okazały, ale ze względu na wysokość, na każdym z nich można się na chwilę zatrzymać i podziwiać widoki. Dostarczają one wspaniałych wrażnień zarówno po stronie Polskiej, jak i Słowackiej. Wschód słońca na Babiej Górze Pomimo dosyć niskiej temperatury to faktycznie szlak ten jest bardzo szybki. Mapa pokazuje, że potrzebujesz dwie godziny i dwadzieścia minut, aby wejść na Babią Górę z Przełęczy Krowiarki. Tak naprawdę zrobiliśmy to wokoło godzinę czterdzieści może godzinę pięćdziesiąt z odpoczynkami. Koło 5:30 byliśmy już na szczycie. I tu nastąpiło dla mnie pewne małe zaskoczenie, bo osobiście myślałem, że wchodzenie na wschód słońca jest dosyć dziwną rzeczą. Okazuje się, że nie tylko my wpadliśmy na ten pomysł. Na górze było ludzi niczym na wyprzedaży w Biedronce. Z tego, co zdążyłem się zorientować, część nawet tam nocowała. Oczywiście w niczym to nie przeszkadza cieszyć się pięknem natury na szczycie góry z tego względu, iż jest ona tak rozległa, że spokojnie znajdziesz miejsce dla siebie aby w spokoju obejrzeć obejrzeć wschód słońca na Babiej Górze. Wschód słońca to oczywiście piękny widok, lecz mnie zauroczyła inna rzecz. Widok na słowacką stroną. Był dla mnie nietypowy, ponieważ widziałeś tylko chmury. Chmury, które były kilkaset metrów niżej niż poziom, na którym aktualnie się znajdowaliśmy. Cudowny widok. Ciekawostką jest, że na szczycie Babiej Góry znajduje się dosyć charakterystyczny stos kamieni. Tworzą one wnęki z ławkami. Wiem, że to dziwnie brzmi, ale dokładnie tak to wygląda. Są tam dosłownie z kamieni porobione wnęki, które chronią przed wiatrem i w których możesz spokojnie przeczekać, siąść, napić się kawy z termosu, herbaty z termosu, czy piwa. 30-40 minut spędzonych na szczycie i pozostało nam się udać, już w kierunku schroniska. Dalszą drogę wybraliśmy czerwonym szlakiem z Babiej Góry do Przełęczy Brona, a następnie do Schroniska na Markowych Szczawinach. Podczas zejścia z Babiej Góry mijasz kilka bardzo ciekawych rzeczy typu skałki czy głazy, na których można sobie zrobić efektowne zdjęcia. Uważajcie, tylko żeby nie spaść, bo mi się prawie to udało. I wschód słońca na Babiej Górze, skończyłby się nieciekawie. Samo zejście jest już raczej stosunkowo łatwe. Na dodatek jak tylko wyszło słońce, to od 7:00 zrobiło się tak ciepło, że musieliśmy zacząć się rozbierać. Myślę, że to jest bardziej kwestia tego, że przyzwyczailiśmy się do panującej temperatury w nocy oraz na szczycie więc pierwsze promienie słońca, które zaczęły nas smyrać, wydawały nam się cieplejsze niż naprawdę były. Samo schronisko jest otwarte od samego rana. Można tam skorzystać z toalety. Przespać się czy też napić się czegoś ciepłego. Można również wybrać opcję z noclegiem w schronisku i podejście ze schroniska w nocy na Babią Górę. Powiem szczerze, jest to bardzo nieekonomiczne podejście według mnie. Nocleg w Markowych Szczawinach jest dosyć drogi, bo musisz zapłacić nawet około 70 zł za jedno miejsce noclegowe. Jest to stawka, powiedzmy sobie może jak na panujące warunki 1200 m nie za bardzo porażająca, ale jednak dużo bardziej opłaca się podjechać po prostu autem na parking w Krowiarkach i stamtąd podejść czerwonym szlakiem. Szczególnie że schronisko jest na poziomie 1188 m, a Przełęcz Krowiarki na poziomie 1012 m więc tak naprawdę różnica wysokości między jednym a drugim miejscem nie jest na tyle duża, żeby zrobiło wam to różnice we wchodzeniu na Babią. Wschód słońca na Babiej Górze Ze schroniska na spokojnie ruszyliśmy już w kierunku Przełęczy Krowiarki niebieskim szlakiem. Bardzo istotna sprawa dla osób, które chcą chodzić po górach, a nie mają dużych możliwości w postaci wspinania się i zdobywania szczytów. Niebieski szlak jest praktycznie szlakiem spacerowym. Jest to droga usypana pod Babią Górą. Odpowiednio zabezpieczona i praktycznie w każdym odcinku płaska. Na długości 6 km jest różnica tylko 160 m wysokości więc dla spacerowiczów jak znalazł. nawet z wózkiem czy z małym dzieckiem spokojnie można do schroniska się przejść. Pamiętajcie, tylko że jest to aż 6 kilometrów w jedną stronę. Pamiętajcie, wchodząc na Babią Górę o jeszcze jednej rzeczy. Znajduje się ona w Babiogórskim Parku Narodowym. Żeby do niego wejść, musisz kupić bilet. Po kupnie biletu pamiętaj, że jest to Park Narodowy. Nie śmiecimy. Dbamy o przyrodę. Nie wyrzucamy papierków. Nie łamiemy krzaków. Nie płoszymy zwierząt. Po prostu zachowuj się tam jak powrocie na Przełęcz Krowiarki właściwie skończyła się nasza wyprawa. O 10:00 cały parking był pełny turystów. Szlak na Babią oblegany totalnie w sobotę. Oczywiście przy parkingu, można znaleźć sklep z pamiątkami, więc obowiązkowym zakupem stał się magnes na lodówkę, dla rodziców. Poniżej przesyłam naszą trasę, którą zrobiliśmy. Zajęła nam ona łącznie około 6 godzin, z kilkoma naprawdę długimi postojami. Wejście super łatwe nie było, ale widoki były naprawdę satysfakcjonujące. Jeśli masz jakieś pytania, zadaj je w komentarzu. Jeśli nie masz pytań, zostaw po sobie malutki znak, żebyśmy wiedzieli, że komuś nasze informacji w przydały. Poniżej kilka ciekawostek na temat trasy oraz Zawoi. Zrealizowana trasa Informacje turystyczne Babia Góra Babia Góra (słow. Babia hora, węg. Babia-Gura, niem. Weiberberg) – masyw górski w Paśmie Babiogórskim należącym do Beskidu Żywieckiego w Beskidach Zachodnich. Najwyższym szczytem jest Diablak (1725 m, niem. Teufelspitze, czyli Diabelski Szczyt), często nazywany również Babią Górą, jak cały masyw. Jest najwyższym szczytem Beskidów Zachodnich i poza Tatrami najwyższym szczytem w Polsce, drugim co do wybitności (po Śnieżce). Zaliczany jest do Korony Gór Polski. Pochodzenie nazwy Babia Góra tłumaczą liczne legendy ludowe. Jedna z nich mówi, że jest to kupa kamieni wysypanych przed chałupą przez babę – olbrzymkę, według innej to kochanka zbójnika, która skamieniała z żalu widząc, jak niosą jej zabitego ukochanego. Według innych legend nazwa góry pochodzi od tego, że w jaskiniach pod tą górą zbójnicy ukrywali swoje branki. Nazwa może też mieć powiązanie z niektórymi znaczeniami słowa baba. Wysokość i wybitność masywu Babiej Góry sprawiła, że w XIX w. nadano jej nazwę Królowej Beskidów, z powodu bardzo zmiennej pogody nazywana też była Matką Niepogód lub Kapryśnicą, a ostatnio mieszkańcy Orawy nazywają ją także Orawską Świętą Górą. Piesze szlaki turystyczne: szlak turystyczny czerwony Główny Szlak Beskidzki: Markowe Szczawiny – przełęcz Brona – Babia Góra – Sokolica – Przełęcz Lipnicka z Markowych Szczawin h (↓ h), z przełęczy Brona 1 h (↓ h) z przełęczy Krowiarki h (↓ h), z Sokolicy h (↓ 1 h) szlak turystyczny zielony Przełęcz Jałowiecka – Mała Babia Góra – przełęcz Brona – Babia Góra – leśniczówka Stańcowa – Kiczory z Przełęczy Jałowieckiej Północnej h (↓ 2 h), z Małej Babiej Góry h (↓ h) z Kiczor h (↓ h), ze Stańcowej h (↓ 2 h) szlak turystyczny żółty Markowe Szczawiny – Perć Akademików – Babia Góra – Chata Slaná voda (Słowacja) z Markowych Szczawin h (↓ h) z Chaty Slaná voda h (↓ h) szlak turystyczny czerwony Orawska Półgóra – Chata Slaná voda – Mała Babia Góra (czasy przejścia na Małą Babią Górę) z Orawskiej Półgóry h (↓ h), z Chaty Slaná voda 3 h (↓ h) Zawoja Zawoja – duża wieś w południowej Polsce, położona na południu kraju przy granicy ze Słowacją w województwie małopolskim, w powiecie suskim, w gminie Zawoja. Miejscowość jest siedzibą gminy Zawoja. Jest ona idealna do nocowania jeśli chcesz obejrzeć wschód słońca na Babiej Górze. Według danych z 2012 r. wieś miała 6563 mieszkańców. Położona jest u stóp Babiej Góry (1725 m), w dolinie rzeki Skawica oraz na stokach pasm górskich zaliczanych do dwóch regionów geograficznych: do Beskidu Żywieckiego (Pasmo Babiogórskie) i Beskidu Makowskiego (Pasmo Przedbabiogórskie czyli Jałowieckie). Miejscowość letniskowa i turystyczna, stanowi punkt wypadowy dla turystyki w rejonie Babiej Góry, pasma Policy i Jałowca. Mieści się tu siedziba Babiogórskiego Parku Narodowego. W latach 1975–1998 administracyjnie należała do województwa bielskiego. Zawoja jest najdłuższą (ok. 18 km) i największą (ponad 100 km²) wsią w Polsce. Markowe Szczawiny Markowe Szczawiny – niewielka polana ze schroniskiem turystycznym, położona na północnych stokach Babiej Góry na wysokości 1180 m w województwie małopolskim, w powiecie suskim, w gminie Zawoja. Znajduje się na terenie Babiogórskiego Parku Narodowego. Dawniej była częścią większej hali o nazwie Markowa Hala. Nazwa wywodzi się od właściciela nieznanego Marka z Zawoi. Drugi człon nazwy wywodzi się od szczawiu alpejskiego, do dziś obficie rosnącego w miejscach po dawnych koszarach, czemu sprzyja wysoka zawartość związków azotu (pozostałość po odchodach owiec). Przed laty wypasano na polanie owce, a miejsca, w których rósł szczaw alpejski (na pasterskich halach będący chwastem) nazywano szczawinami. Przed 1906 było to miejsce krzyżowania się kilku szlaków turystycznych oraz wygodne miejsce biwakowe dla turystów odwiedzających Babią Górę. W 1906 Towarzystwo Tatrzańskie zbudowało tu pierwsze polskie schronisko turystyczne w tej części Beskidów, znane do dziś jako schronisko PTTK Markowe Szczawiny. Obiekt przetrwał do 2007 i w 2010 zastąpił go nowy budynek. Oprócz schroniska turystycznego na polanie znajduje się także budynek, mieszczący dawniej dyżurkę GOPR, a obecnie Babiogórski Ośrodek Historii Turystyki Górskiej na Markowych Szczawinach. Wschód słońca na Babiej Górze
Wiemy to po sobie. Żeby wstać z łóżka w środku nocy, motywacja musi być co najmniej spora. Ale żeby wstać w środku nocy i jeszcze później łazić po górach, po ciemku? Nie, to przecież nie może mieć sensu. Babia Góra, 1725 metrów metrów wysokości. Jej najwyższy punkt to pieszczotliwie zresztą zwany Diablak. Anegdot na temat Babiej jest mnóstwo. Począwszy od pochodzenia nazwy, kończywszy na opowieściach tych, którzy na Nią wchodzili. Oczywiście z lepszym, lub gorszym skutkiem. Jednak jedno jest prawdziwe i pewne. Wschód słońca na Babiej Górze jest niewiarygodny. Magiczny. To oskarowy film i najlepszy koncert na którym będziecie. Zresztą, każdy sobie sam wymyśli jakieś tam własne porównanie 🙂 Ale na pewno każdy, bez wyjątku powie, że jednak warto było tę noc zarwać. Jak się przygotować do wejścia na Babią Górę, żeby zobaczyć wschód słońca? Zacznijmy od pór roku. Wejście możesz planować w zasadzie bez jakichkolwiek ograniczeń co do terminu. Bardzo ważne jest jednak obserwowanie komunikatów Babiogórskiego Parku Narodowego i beskidzkiego GOPR’u (w szczególności zimą), aby uniknąć jakichkolwiek niebezpiecznych sytuacji pogodowych, czy próbie wejścia gdy szlaki są zamknięte. Babia Góra, nawet latem potrafi nieźle sponiewierać. Przede wszystkim, na szczycie może wiać, lub padać. Pamiętaj, że wchodzisz w nocy, gdy z założenia jest znacznie zimniej. W okresie gdy jeszcze zalega śnieg, ciepłe ubranie jest bardzo ważne, w szczycie zimy przemyśl nakładki na buty z kolcami. Wyposaż się w latarkę (dobrze sprawdza się tak zwana czołowa), wodę, batony, banany, a także obowiązkowo bardzo dobrze naładowany telefon. Logistyka Połóż się wcześniej spać, wyśpij się. Jeśli podchodzisz do tematu relaksacyjnie, raczej amatorsko, wybierz trasę zaczynającą się od Przełęczy Krowiarki. Bez najmniejszego problemu dojedziesz tutaj samochodem – polecamy, jest duży parking. Jest to najbardziej popularna baza startowa na Babią. Od nas do Przełęczy Krowiarki dojedziesz w 8 minut. Stąd znaki pokazują 2,5 godziny drogi pieszo na szczyt. Sprawdź godziny wschodu w dniu, w którym planujesz swoje wejście. Jeśli więc wschód przykładowo ma nastąpić o przed godziną warto już być w drodze pod górę. Jakby to powiedzieć, żeby zobaczyć wschód słońca z samej góry, warto się nie spóźnić 🙂 Na szczęście szlak na Babią jest bardzo łatwy, idzie się bez przeszkód, płynnie i dość szybko. Nie rzadkim widokiem są rodzice z dziećmi, nawet podczas wczesnych wejść. Babia Góra oczywiście potrafi spłatać figle, ale wbrew pozorom i częstym opiniom trafienie na dobre warunki nie jest trudne. Trzeba jednak pamiętać o obowiązkowym sprawdzeniu warunków i przygotowaniu się do tak wczesnej wycieczki. Co Cię czeka na górze? Znajdź swoje miejsce, usiądź wygodnie, lub stań i obserwuj. Gdy już się zacznie, zrelaksuj się, weź głęboki oddech i patrz… Skorzystaliśmy ze zdjęć Krzysztofa Karpińskiego. Dziękujemy!Więcej zdjęć i porftolio Krzyśka: instagram / facebook / www
O Babiej Górze mówi się wiele. A na pewno mówi się dużo o jej dość luźnym podejściu do przejmowania się pogodą. Babia potrafi zaskoczyć i to w obydwie strony. Bywa, że słoneczny dzień zamieni w deszcz, przywita wiatrem i srogo sponiewiera chłodem. Jednak gdy już wejdziecie na sam szczyt, da Wam prawdopodobnie najpiękniejszą nagrodę. Wejście zresztą nie jest trudne. Mimo tego, że Babia Góra jest drugim co do wysokości wniesieniem w Polsce, to na jej wierzchołek śmiało wdrapują się nawet śmiałkowie we wczesnym wieku szkolnym. Od dwóch i pół do czterech godzin, tyle powinniście sobie zarezerwować, aby pojawić się na wysokości 1725 metrów. Na Babią można wejść szlakami o różnej trudności. Począwszy od Przełęczy Krowiarek i łatwej trasy przez całą drogę, kończywszy na Perci Akademików z łańcuchami, dzięki którym wejdziecie trudniejszym, jednokierunkowym szlakiem. Co Was czeka? Babia Góra oczywiście, która znajduje się w przepięknym Babiogórskim Parku Narodowym. Gdy niebo jest bezchmurne, na horyzoncie obecna jest piękna, wysoka panorama Tatr, a wokół cały, rozłożysty masyw Babiej Góry. A gdy dzień jest pochmurny, jest bardzo duża szansa, że wchodząc na sam szczyt Babiej (zwany Diablakiem) znajdziecie się ponad chmurami. Uczucie, że są niemalże u Twoich stóp jest niepowtarzalne. Wracając do pogody, nasza porada jest prosta, nie planujcie za bardzo. Poza tym, że koniecznie należy spojrzeć na aktualne warunki (oczywiście głęboką zimą potrafią być one ekstremalne, a wspinaczka wręcz zakazana), to na Babią po prostu trzeba wejść. To co się dzieje na Babiej Górze, nie musi odpowiadać warunkom na dole. A przygotowując się do wejścia, weźcie pod uwagę różne scenariusze pogodowe. Szczególnie, gdy macie zamiar obejrzeć wschód słońca. Cisza, widoki, powietrze? Bajka! Zdjęcia: Sylwia Gruszka (Szlajam się). instagram / facebook
babia góra wschód słońca godzina